• Darmowa dostawa od 250 zł

  • 90-dniowe prawo zwrotu

  • Wysyłka InPost

  • Darmowa dostawa od 250 zł

  • 90-dniowe prawo zwrotu

  • Wysyłka InPost

BAKSTEJDŻ LITERACKI

CZYLI PRZEWODNIK PO „AUTORSKIM PRZEWODNIKU PO POMORZU TYLNYM” PIÓRA AUTORA

 

#2 Czy Pomorze Tylne istnieje? / O tym, gdzie fakty mieszają się z fikcją

 

Odpowiedź krótka: A diabli wiedzą. Inna możliwa krótka odpowiedź: To zależy. Jeszcze inna: To pytanie nie ma sensu. Czy może raczej sens tego pytania należałoby wpierw doprecyzować. Bo cóż miałoby oznaczać istnienie? Ogólnie „istnieć” to dosyć podejrzany czasownik. W najlepszym razie generalizacja, a więc treść odarta ze szczegółów (a nam tu właśnie o szczegóły idzie!). Nie za bardzo możemy sobie wyobrazić, żeby coś po prostu istniało, ale nic nie robiło. Nawet budynki „stoją”, a na Pomorzu Tylnym dodatkowo oczywiście „niszczeją”. Może świat istnieje – ale powiedzieć, że świat istnieje, oznacza przecież tyle, co powiedzieć „świat”, bo świat, to właśnie to, co istnieje. Czy istnieje miłość? A to już jak kto sobie życzy. W odniesieniu do abstraktów „istnienie” znaczy chyba tyle, co „jest sensownym wyrażeniem w jakimś kontekście”. Czy jednorożce istnieją? Jeśli rozmawiamy o „rzeczywistości” – nie. Jeśli o bajkach – owszem. Teraz mały fikołek intelektualny: zarówno „rzeczywistość” jak i bajki są przede wszystkim w naszych głowach. Są przedmiotem wiedzy, może wspomnień czy skojarzeń. I, o ile wiem, w naszym mózgu nie ma osobnych szuflad na fakty i zmyślenia. Wszystko miesza się swobodnie, dlatego wiedza nieużywana i nietestowana regularnie w starciu z rzeczywistością (tym razem bez cudzysłowów) traci swój wyjątkowy posmak. Po latach zdarza mi się, że nie wiem, czy w jakimś miejscu naprawdę byłem, czy tylko mi się przyśniło. Pewnie nie tylko ja tak mam. O tym też jest „Popielnik” i takim właśnie miejscem jest Pomorze Tylne.

 

Kilka „faktów” można by jednak uporządkować, pewnie nawet wypada. „Pomorze Tylne” jest kalką niemieckiego określenia Hinterpommern. Nie ma sensu odniesione do współczesnej polskiej nomenklatury (tu mówi się o Pomorzu Środkowym, położonym między Wschodnim, z Gdańskiem, a Zachodnim, ze Szczecinem). W kontekście niemieckiej toponimii tworzy parę z Pomorzem Przednim (Vorpommern) znajdującym się na zachód. Ziemie położone na wschód Niemcy nazywali Westpreußen (z Kwidzynem, Gdańskiem), a dalej Ostpreußen z Shangri-La, Królewcem.

 

W każdym razie ja tak to interpretuję – jeśli się mylę, będzie to trzeba wyjaśnić i poprawić, ale może jeszcze nie dziś? Chciałbym nacieszyć się możliwością bajania. Coś takiego rodzi się w głowie, kiedy czyta się w języku, którego dobrze się nie rozumie. Taka lektura nie pozwala na jasne rozgraniczenie faktów i domysłów, tym samym stwarza furtkę do pierwotnego, dziecięcego stanu pomieszania z poplątaniem, w którym słowa łączą się w nieprzewidywalne związki i powołują do życia nieprzewidywalne fantazje. Zresztą udawanie, że w głowach dorosłych to się nie dzieje, to przejaw pychy, najgorszego z grzechów głównych.

 

Choć też nieprawdą jest, że zupełnie żadnych badań do „Popielnika” nie prowadziłem. Akurat jeśli chodzi o rodowód tych ziem, odczuwałem przymus rozplątania narodowych sentymentów. Mam jakieś niejasne wspomnienia związane z buńczucznymi hasłami o Ziemiach Odzyskanych, ale cóż – nie umiem ich dokładnie umiejscowić. Autentycznej propagandy nie mam szans pamiętać (rocznik 1990!), ale jakieś nazwy ulic, teksty tablic pamiątkowych? A może wszystko wymyśliłem, czytając opracowania? Akurat teraz nie próbuję Czytelnika kokietować, naprawdę nie wiem i naprawdę uważam, że to dlatego, iż nie ma w mózgu osobnych przegródek na fakty i zmyślenia.

 

W każdym razie ziemie te faktycznie zamieszkiwali w zamierzchłej przeszłości Słowianie, oni pobudowali nad jeziorami grody i łowili raki. Tamtejsi książęta ulegli nawet w pewnym momencie Piastom (nasz koronny argument?), potem jednak, zapewne powodowani tym samym kompleksem, co i my dzisiaj, postanowili sprowadzić sobie na dwory niemieckie rycerstwo (to z kolei sprowadziło niemieckich kolonistów). Odtąd ziemie te na stałe dostały się w orbitę wpływów germańskich, niezależnie od tego, jak akurat nazywało się niemieckie pomorskie państwo. Bodaj jedyną wyrwę w procesie germanizacji tej części wybrzeża Bałtyku stanowiło polskie zwycięstwo nad Krzyżakami, które na trzysta lat wydarło Teutonom ziemie sięgające miejscowości zwanej w powieści Białymi Błotami, ale Popielnika nie objęło (zabrakło raptem kilkunastu kilometrów!). Cokolwiek wtedy udało się wywojować, przepadło za sprawą zaborów – i tyle. Popielnik w jakimkolwiek nowoczesnym rozumieniu był miastem niemieckim aż do 1945 roku. A co dalej, to – jak stwierdza Altannik – już do kolejnego tomu należy. Nie wyprzedzajmy najznamienitszego badacza.

 

 

 

 

 

 

 

Stanisław Butowski

POZDROWIENIA Z POPIELNIKA, KATOWICE, 2020

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Stanisław Butowski (1990) z wykształcenia językoznawca, pracuje jako tłumacz i akademik. Po dyletancku uprawia muzykę, filozofię i badania nad pismem. Wychował się i mieszka w Warszawie, emocjonalnie związany z „Pomorzem Tylnym”. Dobrze czuje się na uboczu. Prowadzi bloga literackiego pod nazwą „Butowski, jak buty” w serwisach Facebook i Tumblr.